wtorek, 31 marca 2015

wiatrem słońcem miłością

Powoli wielkimi krokami dobiegł oto koniec moich wakacji w Argentynie. Ujmując w skrócie podróżowanie jest tak samo uzależniające, jak taniec a powrót do rzeczywistości bywa cięższy niż słoń. Poznawanie nowych, odrębnych kultur uczy nas pokory, dystansu do siebie i do otaczającego nas świata uświadamiając, że szczęścia nie dają pieniądze, ale życie w zgodzie z naturą.

Powracając do kwestii kulturowych przemierzając kilometry samolotem, autokarem i jakże by inaczej jak piechotą, moim oczom ukazywała się widoki zapierające dech w płucach. Pasma gór mieniących się wieloma barwami, miasteczka mieniące się kolorowymi straganami, ludzie niesamowicie uprzejmi, zawsze z uśmiechem witający podróżujących.

Nagle to jak wyglądam i co na sobie mam traciło zupełnie znaczenie. Okazuje się, że najważniejsze jest być po prostu dobrym człowiekiem, szanować ludzi i otaczającą nas naturę.

Po trzech godzinach drogi autokarem po stromych i wąskich drogach prowadzących do małych miasteczek usytuowanych w wysokich górach, dopada uczucia maleńkości wobec zamieszkujących tam ludzi, którzy własnymi siłami konstruują domy,i przemierzają kilometry by zakupić brakujące produkty w większych miastach. Wiele z nich wciąż jest bez prądu więc ludzie żyją zgodnie z zegarem natury, wykorzystując dzień na pracę i naukę.

To, co najpiękniejsze folklor. Kolory, muzyka, radość. Doświadczanie współistnienia dwóch kultur. Pozostałości po aborygenach i ich wierzeniach  pokrywające się z chrześcijaństwem, które zdominowało te tereny po kolonizacji, sprawiają że dwa światy stały się jednością. Obok procesji ku czci Maryi obchodzi się hucznie i z radością święto matki- ziemi Pachamama, ikaskiej bogini zapewniającej żyzność pól i płodność. Raz w roku mieszkańcy karmią matkę- ziemię skupiając się przy wykopanej w ziemi dziurze, do której wrzucają niezbędne produkty spożywcze jak i różnorakie używki, Obok dzwonów nawołujących na nabożeństwa w kwarantannie mamy całoroczny niemalże karnawał. Najbardziej huczna i kolorowa trwa tydzień przed kwarantanną. To czas miłości i niekończącej się zabawy. Figurującą postacią jest Diabeł, który w odróżnieniu od religii chrześcijańskiej, nie budzi obaw, ale jest odzwierciedleniem radości . Za Diabła mogą przebierać się mężczyźni i kobiety własnoręcznie wykonując kolorowe i pokryte lusterkami stroje. W końcu następuje oczyszczenie i rozpoczęcie nowego etapu.

Moja głowa oczyszczona a cała ja gotowa na nowe wyzwania. Życie przewrócone do góry nogami i dobrze mi tak.Nie taki Diabeł straszny jak go malują a życie za krótkie, żeby narzekać po kątach. Wykorzystać trzeba  tu i teraz, nawet jeśli nie lubimy, i dążyć do siebie w naszych marzeniach.

Wszystkim powodzenia i kciuki trzymam za każdą iskierkę, co rozpala ogień. Bawmy się, bo mamy tu tylko chwilę.

<3

środa, 7 stycznia 2015

zmiany przemiany

Zwlekałam a jakże z noworocznym wpisem, który powinien wręcz wybuchnąć tysiącem fajerwerków, ale niestety wybucha nie.

Otóż nowy rok rozpoczął się dla mnie po cichu, w kąciku w niesamowitej pustce i smutku, bo oto moje małżeństwo stanęło w jednej chwili pod WIELKIM znakiem zapytania, praca wysysa doszczętnie energię z mojego organizmu i wyobraźnię zamienia na tysiące zupełnie nic nieznaczących cyferek.

Utknęłam w punkcie, z którego trudno mi się wydostać o zdrowych zmysłach.

Tkwię w związku, bez przekonania, że jestem tą najważniejszą osobą. Spalam się przy robieniu żmudnej i nudnej, niczym robocik pomykający po klawiaturze do wieczora od rana. Bez planów, bez wobrażenia sobie, bezsilna.

Nie wiem, czy potrafię wybaczyć do końca, nie wiem ile jeszcze wytrzymam natłok zbędnych informacji i jak długo stłumię krzyk w przełyku.

Jedno czego jestem pewna, to tego, że muszę znaleźć w sobie Wilczycę. Mijający rok nauczył mnie, że jeśli sama o siebie nie zadbam, nikt tego nie zrobi, bo Ci co najbardziej w zasięgu ręki mogą z dnia na dzień zniknąć i trzeba być na tyle silnym, by nie płakać nad rozlanym mlekiem.

Do or die.

W tym roku postanawiam żyć tak, by moi najukochańsi dziadkowie, których chociaż już nie ma tu, to są w moich snach, byli ze mnie dumni. Jak wtedy, kiedy zrobiłam pierwszy wianek z polnych kwiatów,  naostrzyłam kosę i dzielnie pomagałam przy żniwach. Choć już ich nie ma, to czuję ich obecność, gdy jest mi najgorzej.

Nigdy przenigdy nie jestem sama.

W tym roku zatańczę flamenco na scenie, zostanę super fajną mamą, wyślę opowiadanie na konkurs pisarski i ruszę z moim blogiem o kulturze dziecięcej szukając magicznych miejsc i pasjonujących ludzi na całym świecie.

Choć jest mi teraz ciężko, nigdy nie zapomnę o swoich marzeniach~

Chcę, by wszyscy, którzy stoją przed ryzykownymi zmianami zamknęli oczy, wzięli oddech. Bez zmian nasze życie stałoby w miejscu, bez zmian w moim życiu nie poznałabym tych, którzy są dla mnie tu i teraz bardzo ważni.

Trzymam mocno kciuki za Was wszystkich, którzy stoicie przed NOWYM. Zosia, Błażej, Mati, Zuza, Halina, Ada i wielu wielu innych.

Być może w kąciku, po cichu, ale zbieram siły na najważniejsze NOWE.
















poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczne pycha i spełnienia

Popijając Fernet z Coca Colą rozważam wydarzenia i słowa z ostatnich dni.

Istne szaleństwo doprawy, dowiedzieć się o sobie od swojego przełożonego tylu nieużytecznych i zupełnie nie mających się nijako do rzeczywistości nie- prawd. Jest mi tym bardziej smutno, że jeśli ktoś ubiega się o Ciebie to mało to miłe, kiedy w najmniej oczekiwanym momencie podkłada świnię. Otóż, bywa, że się wściekamy, płaczemy, wzdychamy. Bywa, że uważamy za niesprawiedliwość ocenę neszej osoby. A ja po wściekłości, płaczu i wzdychaniu odkryłam, że na pozór świnia to jednak ocena sprawiedliwa, bo czego oczekiwać od typu artystycznego względem myślenia ścisłego?

Nie nadaje się na uporządkowanie, klikanie, mdłych nudności relacjonowanie. Nadaje się na kontaktów zawieranie, żywą a nie w sieci międzyludzką komunikację, dzieciakowe wariacje i ciasteczek muffinek pichcenie. Ot co.

Tak więc, choć wciąż uważam ją za Zołzę to czuję się o niebo lepiej u progu nowego, zdecydowanego.

Jestem szczęśliwa. kiedy pomyślę sobie o niebagatelnej przestrzeni wypełnionej oddechami niebagatelnych ludzi, co bywa, że tworzą. Dech mi zapiera myśl o wspólnych chwilach z niebagatelnymi dzieciakami, których głowy wypełnione niebagatelnymi pomysłami.

Powrót do niebagatelnego życia, to cena jaką przyjdzie mi zapłacić, ale Ci którzy już to zrobili, odzyskali barwy i zdarza im się coraz częściej nie zasnąć z przemęczenia przed zachodem słońca, więc wychodzi na to, że warto:D

Pożycie małżeńskie też staje się niebagatelne a to za sprawą czynników zewnętrznych bardzo grzesznych. I otóż mój szanowny naj małżonek dotarł wreszcie do punktu, w którym odkrywa w sobie chęć bycia mężem, kochankiem i.. tatą. Się już nie boi, a ja jestem w siódmym niebie na samą myśl o dziewięciu miesiącach. I niech mówią, że szaleństwo, swoje się wyczekałam.

Zanim jednak, to trzeba ostatki zaliczyć a te najlepiej z najjszaleńczymi wyzwańcami imprezy o rana o tanecznych tylko krokach.

Tak powracam do pewnego, do siebie. Ze stoickim omalże spokojem siorbię resztkę lodu i pewnieję w decyzji, którą przychodzi mi podjąć.

Święta podsycają do popełniania szaleńczych wyzwań, ale w końcu świat wciąż kręci się dzieki szaleńcom.

Żyj, tańcz, podejmuj wyzwania!!!

Najpiękniejszych Świąt i wytrwania w podejmowaniu najtrudniejszych decyzji. Zmian, które wyjdą na dobre i na złe, bo dzięki temu rozumiemy, gdzie naprawedę chcemy być i po co.

Pachnących makowców, kolorowych pierników i zapachów tradycji pokoleń.

Najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia!!! <3






piątek, 12 grudnia 2014

viva la vida

Dzisiaj podjęłam pierwszą z ważnych decyzji życiowych. Opuszczam mentalnie i fizycznie Xavę, by pogrążyć się w samotni i odnaleźć na nowo spokój, wiarę, harmonię. Zbyt dużo walk, nader podłamane żebra od nazbyt szybkiego pobierania powietrza do głębokich oddechów na krzyki, oczy suche od łez.

Opadam, nie mam już sił, poddaję.

Boję się bardziej niż kiedykolwiek.

Tak bardzo chcemy różnego, tak wiele zupełnie innego jest ważne i ma dla nas znaczenie, że odpuszczam i pragnę podziwiać go na wolności.

Skrzętnie układam wspomnienia w albumach w kolorowe colage i ustawiam je tak, by najmniej żalu i pretensji.

Nigdy nie przestajemy kochać, ale kochać nabiera innego znaczenia, jeśli w kochaniu się mijamy i ranimy. Czasem kochać, to dać sobie i drugiej osobie czas na głęboki oddech i pozwolić mu być szczęśliwym i jeśli trzeba dać mu odejść.

Zaszyję serce, by znów żyć szczęśliwie i być może za jakiś czas znów uwierzę w miłość.





wtorek, 2 grudnia 2014

Attraversiamo

W oczekiwaniu na gruszkowe muffiny, które już się rumienią w piekarniku, delektując się białym półsłodkim winem, przysiadam i piszę.Takiego oto luksusu nie miałam od lat a to za sprawą wirusa, który dopadł i ulokował moje obolałe ciało w mięciutkiej kołderce. Sześć dni odpoczynku od myśli nazbyt zanieczyszczających głowę i zbędnych innych , sześć dni wchłaniania książek, szceść dni nadrabiania braków filmowych. Sześć dni duchowej i mentalnej regeneracji.

Zdarzenia ostatnich tygodni dały mi w kość, ale na szczęście nie dały za wygraną, bo oto postanowiłam nie tylko być kobieta kreatywną, ale i przedsiębiorczą. by jednak do rzeczy sięgnąć mi wypada pamięcią jakieś trzy tygodnie wstecz (no niestety jak człowiek zaniedba obowiązki pisania na bierząco, to w głowy wstrząs nieunikniony dla odświerzenia wspomnień powtykanych w zakamarki).

Otóż wydarzyła się podróż Italia, niestety tylko w połowie słoneczna. W połowie bo na cztery dni naszego pobytu dwa to deszcz kolorowe parasole i buty przemoczone. Naszego pobytu, bo wyccieczka odbywała się w trójkę czyli ja, koleżanka z pracy i jej znajomy zewsząd.

Mediolan, deszcz, więc łażenia niewiele, raczej skakanie między kałużami. Katedra Mediolańska (Duomo St. Maria Nascente di Milano) piękna, budząca ogromny respekt do czasów zaszłych. Odtwarzanie w głowie autentycznych twarzy spoczywających za szkłem mumiami. Z dachu, na który można wjechać windą, ponoć widać Alpy, jeśli rzecz jasna nie pada. Zaraz obok Katedry, by schronić się przed deszczem, ewentualnie dać się ponieść emocjom i zakupić najnowsze torby Prady, Galleria Vittorio Emanuele II. Najpiękniejsza i najstarsza galeria, w jakiej miałam okazję się znaleźć. Przetrzeń, luksus, cafe.

Genowa, morze, słońce, Frida. W Genowie spędziliśmy dwa dni i jak na szczęście słońce nam sprzyjało. Racząc się piękną pogodą wygrzewaliśmy się popijając Fernet i nie robiąc nic innego, jak delektowanie się tu i teraz przy obijających się raz po raz o skały, falach. Cudne uczucie, które mogę polecić, jeśli nie w Genowie, to w każdym innym możliwym miejscu, gdzie morze. Wieczory spędzaliśmy u przedsiębiorczej koleżanki, która w Genowie otworzyła restaurację "Kowalski" z posmakiem kultury wschodniej. Można tam najeść się do syta potrawami z Polski, Rosji, Ukrainy i napić się dobrego czeskiego piwa. Szczególnie polecane przeze mnie bigos i placki ziemniaczane mniami. Na deser nieprzewidziana, najpiękniejsza chyba atrakcja tego wyjazdu, wystawa Fridy i Diego, na którą w dodatku wbijając się w przedział do 26 lat zapłaciłam połowę ceny:D Obrazy, szkice, sukienki i gorset malowany przez Fridę. To Ci dopiero inspiracja!

Turyn, deszcz, deszcz, deszcz. Ostatni dzień więc też niewiele czasu. Buty przemoknięte, człapanie w kałużach coraz mniej przyjemne. Ulice pełne wykwintnych sklepów i pięknych zachowanych w starym stylu kawiarni i uliczne stoiska ze starymi książkami i gazetami. Pizza pyszna, choć nie tak jak w Neapolu;)

Wróciła wypoczęta, z głową zapełnioną ideami, wciąż jeszcze niewinnymi. Potem nastąpił tydzień wielkich zmian, tydzień pobudzania w świadomości własnych pragnień, tydzień planowania realizacji marzeń, co przemieszczają się z kąta w kąt czekając na swoją wielką chwilę. Wykłady i warsztaty, w których uczestniczyłam w trakcie trwania Tygodnia Przedsiębiorczości uzmysłowiły mi, że nie ma rzeczy niemożliwych, o ile bardzo w nie wierzymy i jesteśmy w stanie wydzielić sobie czas na planowanie ich realizacji.To do dzieła! Kto nie ryzykuje, ten nie wie, co traci pst pst;)

Muffinki przepysznie wypełniają wieczorne sam na sam. I kto powiedział, że bez faceta się nie obejdzie. Nie obchodzę, przechodzę.  Jest pięknie, jak jest a jutro przyjdzie mi wynurzyć nosa i zmagać się z dającą się wyczuć w powietrzu, zimą. No ale mam czapkę i szalik. Tak więc bajka i hop do dobrych snów wooaaw.


środa, 22 października 2014

Karma Cuerpo

Kiedy znika z naszego obszaru Ktoś bliski lub dalszy, Ktoś kto odszedł zbyt szybko, i znaczył zbyt wiele, uświadamiamy sobie wertując przeszłość i konfrontując ją z przyszłością, że nasze życie znaczy tyle ile mu nadamy i znaczy więcej niż nam sie wydaje.

Wierzę, że Ci, co odeszli są blisko i dają nam wskazówki, że nie kamień, ale cała góra do przeniesienia, i że my i tylko my możemy uczynić naszą przyszłość zlepiając skrawki naszej wyobraźni, czego pragniemy.

Pragnę tu i teraz być szczęśliwa. Choć brzmi banalnie wcale nie jest takie proste. Nie zawsze bowiem czynniki zewnętrzne pozwalają czuć się jak ryba w wodzie. Ja Ryba potrzebuję dużo wody, by wpłynąć w głębiny podświadomości i odnaleźć spokój z głębin rodem. Najważniejsze, nie dać się zwariować, gdy na horyzoncie pojawi się nie ta wyspa, co trzeba. Znaczy tylko to, że nasza jest coraz bliżej, tylko czasem trzeba przybrać inny ster i płynąć pod wiatr.

Tak więc biorę, to co mam, bo nic nie nadarza się przypadkowo. Nawet, jeśli nie satysfakcjonuje mnie miejsce i funkcje, to otaczające mnie osobliwości sprawiają, że strachy na lachy i uśmiech śle.

Zaczynam doświadczać wolności, co zaczyna się od głowy i przemieszcza posyłając impulsy w każdą cześć mojego ciała czyniąc z niego świątynię urodzaju kobiecego.
Spędzam sen z oczu ćwicząc flamenco, pisząc i włócząc się z najcudowniejszymi moimi tu i tam, zajadając shoty pysznym żurkiem o poranku na Tomasza.

Jestem tu, gdzie jestem, by być tam, gdzie pragnę być. Nowe miejsca i ludzie kształtują na nowo moje marzenia.

Książki z mijającego tygodnia stricte związane ze studiami (wieje nudą). Film obejrzany z komapanami z pracy "Mama" (Xavier Dolan) trudny, bliski, z całą gamą aspektów psychologicznych. Warty bardzo obejrzenia w wieczór, oby nie sobotni.

 W tym tygodniu przysiadam do francuskiego i traktuje go bardziej niż poważnie. Oszczyszcam mieszkanie ze starych rzeczy i podejmuje życiową bardzo decyzję.

Na koniec wielkie serducho dla tych, co są i dają powody do uśmiechu <3












czwartek, 9 października 2014

ukojeniem chwili istnieniem

Nawet w życiu super 30+ nadchodzi czas, który nazwać można czasem upadku, kryzysu a w najgorszym przypadku czasem czarnej dziury. To taki czas, kiedy z przemęczenia mózg wysyła błędne informacje, myśli kreatywne krztuszą się martwicą i krążą w zupełnie inne strony, powietrze wypływa zamiast wpływać a wino kończy się tam gdzie zaczyna.

Cierp ciało jakżeś chciało. I cierpi a jakże.Od codziennego klikania w te same parametry dostaje obłędu nieznośnego, zamętu doustnego, szmerów budzików, co dzwonią zbyt głośno i zbyt wszędzie.

Za dużo informacji takich, co nie mogę ich przelać, bo zbyt realnie się wydarzają a te, co na papier zagnieżdżają się na zimę i zasypiają.

Mieszkanie w stanie omalże spustoszenia, Kot aż prosi się o nową miseczkę. W tym wszystkim jeszcze zapodział się mąż, co tylko wzdycha i się potyka.

O poranku pożerają mnie systemy, po południu książki i notatki a wieczorem sen, jak ukojenie.

Nie jest wcale łatwo cofnąć się o dziesięć lat z życiem i obowiązkami, które się ma tu i teraz, ale motywacja nie daje za wygraną.

Ten tydzień był najtrudniejszy pod względem doświadczania nowych rzeczy, które choć dają radość, bo w końcu człowiek z dnia na dzień staje się o zdobytą wiedzę mądrzejszy, to wiąrzą się ze zmuszeniem mózgu i ciała do większego wysiłku, co często u mnie kończy się płaczem.

Wydarzenia tego tygodnia uświadomiły mi, że cały ten pośpiech i planowanie latami do przodu nie ma najmniejszego sensu. Może nagle zjeść powoli skubiąc kawałkami choroba.Mogą połknąć bezlitośnie spokój przynoszące góry.

Dziś obeszła wiadomość o jej śmierci. Pięknej, subtelnej radosnej, wyzwolonej z ram powinności, artystki. Dziś był ten najgorszy dzień ten, w którym zapłakałam i to zapłakałam rzewnie. Dziś kończy się wino, które przed chwilą otwarłam. Dziś pozwlalam sobie na chwilę słabości i oddaję się przyjemności snu, co przynosi ukojenie.

Jutro znów będę super i nikt się nie domyśli.